poniedziałek, 24 października 2011

I po przeziębieniu :)

Przez cztery ostatnie dni spędzone głównie w domu z powodu wyżej wymienionego przeziębienia powstały berety. Kolor rudy, zgniły zielony, jasny zielony i kremowy. Niedługo zrobię im zdjęcia na jakiejś głowie i oczywiście umieszczę tutaj.
W związku z tym, że jest jesień, wszędzie dynie i jabłka, jabłka, jabłka ( od sąsiadki, prosto z wioski-nie pryskane!). Królują u nas jabłka pod każdą postacią - w szarlotce, racuszkach, pieczone i pakowane zawzięcie w słoiki. Jeszcze tyle nam zostało do przerobienia:



Poza tym jedliśmy pyszną pizzę według przepisu oczywiście Wiktorii ;)

Rozczyn:
1/4 kostki drożdży
2 łyżki cukru
pół szklanki mleka (a właściwie 1/3 to gorąca woda, 2/3 zimne mleko)
2 łyżki mąki

Wstawiam tradycyjnie do piekarnika rozgrzanego do 50 stopni Celsjusza i czekam, aż wyrośnie.

Dodajemy:
1,5 szklanki mąki
łyżeczkę soli
pół jajka
2,5 łyżki oliwy

Zagniatamy, znów do piekarnika, kiedy urośnie rozkładamy ładnie na blasze posmarowanej oliwą i pieczemy w piekarniku rozgrzanym do granic możliwości. 
Tyle odnośnie ciasta. Wierzch to już własna twórczość radosna. Smacznego!

Dalej była zabawa z kartonem, lazania, której nie zdążyłam zrobić zdjęcia - bo już zniknęła i tradycyjnie spacer po cmentarzu. Koniec weekendu.



czwartek, 20 października 2011

Przeziębienie--->choróbsko.

Przeziębienie nie ustępuje, raczej przeistacza się w choróbsko. Siedzę w domu i dostaję szału-zatoki mam zatkane i nawet nie chce mi się siadać do robótek, a powinnam skończyć szalik córci i zrobić nowe poszewki na poduszki w kuchni. I pozbyć się z domu kilku rzeczy, które wystawiliśmy w szale opróżniania szaf.
Zdjęcie? Poszukajmy...
Zdjęcie kiepskiej jakości, wspominkowe (październik 2006). Stare mieszkanie, stary aparat i firanki, które zostały jako wyposażenie kuchni-bonusik dla nowej właścicielki mieszkania. Chyba Jej się podobają, bo ciągle wiszą w oknie kuchennym. A ja jeszcze nie dotarłam do etapu w którym zrobię sobie nowe firanki w nowym mieszkaniu. Tak od trzech lat.

wtorek, 18 października 2011

Przeziębienie.

Chyba jestem przeziębiona. Gardło mnie boli. W sobotę byłam z córcią na ślubie dawno niewidzianej koleżanki, potem pobiegłyśmy na cmentarz, zapalić Babci imieninowe lampki. Zimno było strasznie! Córcia w butach typu Emu nie zmarzła, ale ja w czółenkach - jak najbardziej. Przed południem myłam też okna, może też było trochę za zimno? Trudno się mówi. W niedzielę szaleliśmy w aquaparku, a po południu uprawialiśmy warzywniak ( jak to mówi mąż) czyli jednym słowem leżeliśmy, siedzieliśmy, graliśmy z dziećmi w warcaby, czytaliśmy książki-raj na ziemi. A wczoraj zakasaliśmy rękawy i zaczęliśmy jesienne porządki w szafach. To jest to, co lubię najbardziej! Szafy zrobiły się większe, kiedy dzieci zaczęły przymierzać swoje ubrania. Rosną, rosną i nie mogą przestać rosnąć. Powyrastały ze spodni, kurtek, swetrów. I znalazło się miejsce na deskę do prasowania! Dzisiaj zamierzamy zrobić porządek w płytach, oprogramowaniu, dokumentach itp. Podejrzewam, że zajmie to kilka dni, te wszystkie szuflady...
Maćkowi bardzo spodobały się wałeczki do spania, nie zdążyliśmy ich nawet rozpakować, a już spał :) 
Oto wspomniane już miejsce na książki bieżące.
Dzbanuszek, którego wykończenie nigdy mi się nie podobało, ale na prezenty się nie narzeka, przynajmniej głośno ;) Mąż pomalował na biało i od razu wygląda lepiej.
Dwa jeże przyniesione z przedszkola-praca synka.

czwartek, 13 października 2011

Bułeczki :)

Zrobiłam wczoraj z córcią "bułeczki wachlarzyki na maślance" oraz "bułeczki śniadaniowe". Robiłam je na zwykłych drożdżach i nie mogłam się nadziwić, jak wysoko urosło ciasto! A bułeczki są wyśmienite! Do tych śniadaniowych dodam w przyszłości więcej soli, a jeszcze mniej cukru, były dla nas za słodziutkie. Pani Dorota i Jej przepisy... brak słów :)
Na koniec kot Maciek, nasz meloman uwielbiający spać z głową na włączonym głośniku, lub chociaż na płytach.
Teraz uciekam - mam nadzieję, że tym razem się uda, nie piszę, żeby nie zapeszyć.




wtorek, 11 października 2011

Drożdżówka

Zgodnie z sugestią Agafii zamieszczam przepis na drożdżówkę (autorstwa Wiktorii). 


Składniki:


3 szklanki mąki
1/2 kostki drożdży
1 jajko
6 łyżek cukru
szczypta soli
1 szklanka mleka
2-3 łyżki wody
3 łyżki roztopionego masła


Blaszka około 25x25 cm wysmarowana masłem.


Rozczyn:


1) rozdrobnione drożdże
2) 4 łyżki cukru
3) mleko z wodą w proporcji: 1/3 szklanki gorącej wody+2/3 szklanki zimnego   mleka
4) 4 łyżki mąki
Wstawiam to do piekarnika rozgrzanego do 50ºC, przykrywam talerzykiem, czekam, aż urośnie.


Ciasto:


Do rozczynu dodajemy mąkę, roztrzepane jajko, masło, szczyptę soli, wodę i cukier. Zagniatamy. Znów do piekarnika, czekamy aż urośnie. Rośnie duże!
Ponownie zagniatamy, układamy na blaszce (jak widać na zdjęciu, piekę w naczyniu żaroodpornym, też za namową Wiktorii-wtedy lepiej widać, z której strony i jak się zarumienia), zostawiamy na 15 minut. W tym czasie obieramy owoce, układamy na cieście.


Kruszonka:


4 łyżki mąki
2 łyżki cukru pudru
2 łyżki płynnego masła


Zagniatamy, posypujemy ciasto.


Lukier (my nie lubimy, ale może ktoś woli z lukrem?):
3/4 szklanki cukru pudru
odrobina przegotowanej wody
kilka kropel aromatu do ciasta


Pieczemy 50-60 minut w temperaturze 180ºC.


SMACZNEGO!

poniedziałek, 10 października 2011

Zaczął się kolejny pasjonujący tydzień.

Nadal szukam pracy, powoli zaczynam mieć dość wysłuchiwania pytań znajomych "co z pracą"? I dobrych rad z każdej strony co zrobić, żeby pracę znaleźć. Wiem, każdy chce dobrze, ale chyba nie tędy droga. Jadę za chwilę do centrum, mam kilka miejsc, w które muszę zawieźć CV. Może dzisiaj się uda? 
Pogoda jest typowo jesienna, siąpi deszczyk, wiatr zrzuca liście z drzew, przyleciała przed chwilą do mnie sikoreczka. Usiadła naprzeciw mnie, na balkonie, na suszarce, przechyliła główkę i zanim zdążyłam złapać aparat-już jej nie było. Zatem w tym tygodniu musimy pomalować wreszcie karmnik i wystawić go na balkon, będziemy dokarmiać ptaszki, tak jak robiła to nasza Babcia, która tej zimy już ptaszków nie nakarmi. Przyszła zatem nasza kolej na dokarmianie. Dzieci się ucieszą, myślę, że koty też będą szczęśliwe :) 
Rozpisałam się, to chociaż jedno zdjęcie, jakieś zaległe dawno już zjedzone ciasto - może po tym zmuszę się, żeby upiec następne?




Na pierwszym zdjęciu drożdżówka według przepisu Wiktorii-niezawodny przepis, nareszcie drożdżówka jest taka, jaka być powinna!
Zdjęcie drugie: mus jabłkowy, dawno już w słoiczkach w piwnicy.
Kanapka mojej córci-salami, pomidor i na wierzchu kiełbasa swojska, nie ma to jak mięsożercy!

niedziela, 9 października 2011

Komentarze

Oczywiście jestem tak nieprzytomna, że nawet nie sprawdziłam czy ktoś dodaje komentarze. A Agafia się produkuje na darmo. Dzięki Aga - mam nadzieję, że jeszcze ktoś zacznie tutaj zaglądać. Ja muszę się chyba bardziej usystematyzować, żeby częściej i regularniej umieszczać wpisy. To na dobry początek efekt mojej pracy z kwadracikami, bo chyba nie pokazałam jednak efektu końcowego?
Tutaj jakość zdjęcia pozostawia wiele do życzenia, ale trudno. Jak widać kocyk nie był jeszcze prany, więc nie zdążył się "ułożyć".


W przygotowaniu rękawiczki bez palców + szalik dla córci, kilka beretów w różnych kolorach i kilka poduszek (prawdopodobnie też powstaną jakieś wariacje z resztek wełny). Zimą zamierzam się zabrać za nowe kapy na nasze łóżka, będzie z tym trochę pracy, ale plan już jest.

Śliczna niedziela

Dzieci są już w domu, mąż pojechał na mecz siatkówki-grać, nie oglądać :)
Przedstawiam:
-ciasto murzynek
-buczyna z puszczy bukowej, ulubiona nasza jesienna przekąska
-podusia z resztek wełny, nigdy nie wiadomo, co z nimi zrobić, a tu proszę jaka ładna rzecz powstała

sobota, 8 października 2011

Dzień bez dzieci jest jednak smutny...

Dzieci u Dziadków, a my świętowaliśmy 9 rocznicę ślubu. Indyjska muzyka u miss Indii z 1973 roku, ostre, aromatyczne jedzonko i miły wieczór w domu.
A tutaj kilka zdjęć z ostatnich dni.




piątek, 7 października 2011

Oj dawno mnie tutaj nie było :)

Miesiąc mija, czas ucieka, jesień pełną parą-a ja nadal bez pracy. To tak pokrótce. Komputer, a raczej jego zawartość przeniosła się do nowego laptopa, więc mam nadzieję, że teraz umieszczanie postów będzie samą przyjemnością. Najpierw kilka zdjęć z wyprawy na cmentarz.
 Nie mam niestety czasu usuwać wiewiórce błyszczących oczu :)

niedziela, 2 października 2011

Nowości...

Długo mnie nie było. Komputer się zbiesił, dopiero dzisiaj usiadłam do nowego sprzętu :)
Obiecuję (głównie sobie), że nadrobię zaległości, pokażę co nowego stworzyłam, gdzie byłam, co mnie zauroczyło i dodam kilka stron, które lubię odwiedzać. To wszystko już wkrótce.