wtorek, 4 grudnia 2012

Torgelov

Grudzień rozpoczęliśmy od wyjazdu do Torgelov na Weihnachtsmarkt, gdzie stanowiliśmy poniekąd tło dla muzeum i jego okolic.
Gdyby nie ognisko, przy którym spędziliśmy cały dzień, chyba byłoby krucho. Warstwa na warstwie, wełniaczki, a jednak zimno dawało w kość. Gniewka uratowała mi życie dając mi wełniane rękawiczki (muszę zrobić zdjęcie). Sprzedaż-marna, ale klimat jak zwykle świetny, a to się liczy najbardziej. Przyszły nas odwiedzić pani burmistrz wraz z panią prezydent i z Mikołajem (ale takim naprawdę fajnym, nie ubranym jak u nas w tandetne ciuchy z makro). Stwierdziła, że jednak w przyszłym roku trzeba będzie umieścić nas pomiędzy domkami na rynku, gdzie odbywał się główny jarmark. Ale dosyć tego pisania! Wspomnę tylko, że kiedy my odmrażaliśmy sobie to i owo, dzieci pojechały z babcią do Pradziadków, 320 km pociągiem-ależ były przejęte :)


Jemioła w ogniu piekielnym.


Chłopaki przygotowują nasze stoisko.


Mikołaj, a raczej jego kawałek.


Wieczór był naprawdę zimny.


Stare mury i nowe muzeum.


Zwierzątko.


Skryba w muzeum. Ciekawostką jest fakt, że każda z woskowych postaci stworzonych na wystawę w muzeum ma twarz poszczególnych pracowników tegoż muzeum. Nawet dzieciątko z kolejnego zdjęcia jest chyba kopią brata któregoś z pracowników o ile dobrze zrozumiałam.



Ciekawa jestem, jakie miejsce zajmie głowa Michaela, dyrektora muzeum. Ależ włosy to ma tu bujne, a brodę, a ten kolor! W rzeczywistości ten fantastyczny muzyk wygląda "nieco" inaczej, chociaż rysy twarzy się zgadzają.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz