czwartek, 27 grudnia 2012

Kończy się kolejny rok.

Jak to zwykle bywa, czas na podsumowanie. Nie, publicznie tego nie zrobię :) Życzę wszystkim, żeby następny rok nie był gorszy. I tyle. 


Po powrocie z pracy było za późno i za ciemno, żeby zrobić zdjęcie prawdziwego igloo, które do rana zdążyło lekko podupaść.


Odwiedziliśmy jarmark - za rok może i moje prace tam znajdziecie? Na razie wspomnienie zwierzątek okupujących szopkę.



Prezenty. Raczej udane :) Największą popularnością u A. cieszyła się lalka. I książki. Tak, ta lalka, którą niedawno tutaj pokazywałam. W. oczywiście najbardziej cieszył się ze Star Wars'ów. I książek. I gier. 


Pierwszy dzień Świąt upłynął W. na odkopywaniu Smilodona z gipsu, natomiast drugi dzień był dniem malowania aniołków. Dzisiaj natomiast cała trójka budowała Tower Bridge. Zdjęcia Smilodona i Tower wkrótce.





Aniołeczek pierwszy wyszedł spod pędzla W., natomiast drugi, chyba taki trochę jak DracuLaura spod pędzla A.

piątek, 14 grudnia 2012

Tilda

Moja pierwsza Tilda. Jest malutka, ręce jej sterczą, ale obowiązkowe hajdawery ma! I podusię. Kolejna wersja będzie ulepszona. Zresztą kolejny będzie raczej królik Tildowy, żeby W. nie obraził się, że Mikołaj tylko o A. pamięta. Więc cichosza! Tilda wraca głęboko do szafy.





niedziela, 9 grudnia 2012

Śnieeeeeg! Duuuuużo śniegu :)

Czy u Was też jest tak pięknie jak u nas?



 Powyżej orzełek większy, poniżej orzełek mniejszy. 




Śnieg jest cudny. Właśnie wróciliśmy z godzinnej walki na podwórku. Dzieciaki biegały jak szalone, W. odśnieżył nam samochód, A. zbudowała igloo dla pingwinów tradycyjnie, ja z P. i sąsiadką odśnieżyliśmy wjazd do garażu i miejsce dla małego samochodu; gdyby się okazało, że przez kilka dni tu przezimuje, to ma już swoje miejsce.


A tutaj kilka migawek z ostatnich dni, kiedy nie było jeszcze śniegu, a światło sprzyjało robótkom.



Ktoś tu wspominał o przemeblowaniu, oto i ono. Kawałek oczywiście, bo przenieśliśmy niemal wszystkie meble w naszym domu, a mamy ich w sumie... mało:)


Powstaje trzecia czapka dla... szczegóły niebawem.


Sikoreczki nadal nas uwielbiają, koty też ciągle mają co robić, takie darmowe kino za oknem, ciągle coś się dzieje. 

wtorek, 4 grudnia 2012

Torgelov

Grudzień rozpoczęliśmy od wyjazdu do Torgelov na Weihnachtsmarkt, gdzie stanowiliśmy poniekąd tło dla muzeum i jego okolic.
Gdyby nie ognisko, przy którym spędziliśmy cały dzień, chyba byłoby krucho. Warstwa na warstwie, wełniaczki, a jednak zimno dawało w kość. Gniewka uratowała mi życie dając mi wełniane rękawiczki (muszę zrobić zdjęcie). Sprzedaż-marna, ale klimat jak zwykle świetny, a to się liczy najbardziej. Przyszły nas odwiedzić pani burmistrz wraz z panią prezydent i z Mikołajem (ale takim naprawdę fajnym, nie ubranym jak u nas w tandetne ciuchy z makro). Stwierdziła, że jednak w przyszłym roku trzeba będzie umieścić nas pomiędzy domkami na rynku, gdzie odbywał się główny jarmark. Ale dosyć tego pisania! Wspomnę tylko, że kiedy my odmrażaliśmy sobie to i owo, dzieci pojechały z babcią do Pradziadków, 320 km pociągiem-ależ były przejęte :)


Jemioła w ogniu piekielnym.


Chłopaki przygotowują nasze stoisko.


Mikołaj, a raczej jego kawałek.


Wieczór był naprawdę zimny.


Stare mury i nowe muzeum.


Zwierzątko.


Skryba w muzeum. Ciekawostką jest fakt, że każda z woskowych postaci stworzonych na wystawę w muzeum ma twarz poszczególnych pracowników tegoż muzeum. Nawet dzieciątko z kolejnego zdjęcia jest chyba kopią brata któregoś z pracowników o ile dobrze zrozumiałam.



Ciekawa jestem, jakie miejsce zajmie głowa Michaela, dyrektora muzeum. Ależ włosy to ma tu bujne, a brodę, a ten kolor! W rzeczywistości ten fantastyczny muzyk wygląda "nieco" inaczej, chociaż rysy twarzy się zgadzają.

piątek, 23 listopada 2012

Filcowe szaleństwo

Uszyłam sobie etui na komórkę. Z sówką.



Idąc za ciosem, uszyłam też etui na dokumenty, karty i inne niezbędne bzdety, które muszę nosić.


W przygotowaniu portfel i torebka idealna, czyli taka, jakiej nie znajdę w sklepie, a będzie odpowiadała pewnie tylko mnie. Brakuje mi tylko magnesowych zapięć, które nabędę dopiero w poniedziałek.




Co widać za oknem?

Za oknem od tygodnia widać:


Czuję się przy tej pogodzie jak Koralina. Za oknem nie ma NIC.
Mimo to powstają kolejne rzeczy. Na początku kapcie z chenillowej włóczki-piętnaście minut roboty i kapcie gotowe, ale trzeba będzie udoskonalić wzór, albo poszukać innego, albo wszyć gumkę - średnio chcą się trzymać na nogach, zresztą żadne kapcie nie trzymają się nóg A. 


Zdjęcia słabej jakości-światło nie dociera do mieszkania przez NIC za oknem.


Przytulak dla dzieci z Hospicjum - w fazie niedokończonej.


Ostatecznie Mama podczas spotkania Czarnej Owcy doszyła kwiatuszek, ja nie zdążyłam dokończyć robótek, bo w pracy miałam ogrom pracy :)


Oto Adaś. Zdążyłam zrobić tylko pół szalika, resztę miała dorobić Mama, podejrzewam, że zdążyła. Przytulaki już powędrowały do dzieci.


Jeszcze szalik. Gruby, mięsisty, naprawdę fajny. W sumie zrobiłam już jakieś cztary czapki i dwa szaliki, jeden kominek i te dwa przytulaki. Jak na sześć spotkań to chyba dość pozytywny wynik. Spotkań będzie jeszcze cztery, będę na trzech, więc może jeszcze ze trzy czapeczki machnę :) Matematyka.


Czas na prace moich pociech. Żyrafa, pies, wąż i motyl bez skrzydeł to pomysł A.


Dinozaury ( wieczorem spytam jakie dokładnie) to oczywiście praca W. Ten na dole po lewej to na pewno wielkorak, tyle zapamiętałam. 


A oto, co robią leniwce: 





czwartek, 15 listopada 2012

Domki/Houses

Jesienno-zimowe wieczory dla mnie są idealne, ale dla dzieciaków to nuda kompletna, jeżeli nie zapełni im się czasu pomysłami wyciąganymi z rękawa jak magiczne króliki. Dlatego pudełko, nożyczki, taśma klejąca i jakiś zamysł zmieniają się u nas od razu w taki oto efekt:



Proszę zwrócić uwagę na drogę spalin od kominka do komina właściwego. W. pomyślał o wszystkim.



A. pomyślała raczej o wystroju, stąd ten wesoły dywan i śnieg na dachu.


A koty jak zwykle zajęte. Na sikorki!! Zza winkla!! Hurraa!!