niedziela, 25 sierpnia 2013

Lubieszyn.

Dzisiaj na drugie śniadanie pojechaliśmy do naszych zachodnich sąsiadów.
Przez okoliczne wioski i wioseczki, powolutku, jakieś 14 czy 15 kilometrów w jedną stronę.

Today we rode to eat our second breakfast in the land of our neighbours. We were riding slowly 14-15 km one way through the villages. 



Jeden słupek graniczny, drugi i jak to powiedział P. "ziemia niczyja".

One border post, another one, and like P. said "nobody's land".


Planowaliśmy pokonać tę trasę w obie strony w jakieś 4-5 godzin. Zajęło nam to faktycznie 3,5 godziny. W drodze powrotnej mieliśmy cały czas wiatr w oczy. Moja porażająca ilość przerzutek w liczbie 3 i moje olbrzymie mięśnie nóg dały radę. Mam już plan na następną wycieczkę, ale nie wiem, kiedy to nastąpi, bo z dziećmi to jeszcze za daleko :) 

We planned to do this route both ways in 4-5 hours. Actually it took us 3.5 hrs. On our way back home there was a wind blowing in our direction. My incredible amount of gears (3) and my huge leg muscles did their best, and I made it. I have a plan for another ride, but I don't know when it is going to happen. For children the distance is too huge.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Trzebież

Ostatnie dni lata, ostatnie promienie słońca, trzeba więc ruszyć się z domu, zostawić wszelkie prasowanie, sprzątanie i inne głupoty i wyruszyć nad wodę.
Jak to my, oczywiście bez strojów kąpielowych, bo: "zapowiadali zaledwie 18°C". Tak czy inaczej było przyjemnie, słoneczko dopisało, humory również.





W Trzebieży zauważyliśmy mały, zadbany domek. 
A w drodze do Löknitz złapałam w locie, przez okno taki widoczek. Lekko przekoszony :)


czwartek, 15 sierpnia 2013

Ukranenland.

Weekend drugi.


Oczywiście do ostatniej chwili trwały gorączkowe przygotowania, tutaj na przykład powstaje lampion. 


Czy ktoś z Was widział kiedyś pięciolistną koniczynę? My tak! Czterolistne to już przeżytek! Teraz rządzą pięciolistne! To musi oznaczać początek zmian na lepsze. 


Słowianie z Ukranenlandu nadpływają! A. tylko się przygląda, natomiast W. stwierdził, że może lepiej się schować?


Na szczęście zawrócili i zaatakowali inny pomost.


Odtwórcy bardzo upodobali sobie w tym roku kąpiele. Turyści nie byli zaskoczeni, chyba nagość po tej stronie granicy nie jest niczym gorszącym :)


Muzycy jak zwykle dopisali.


W tym skansenie zachwyca nas zawsze spokój. Cisza. Brak pośpiechu. Sielanka.


Jest czas na strzelanie z łuku, na siedzenie na pomoście, na gapienie się w niebo, z którego co roku spadają gwiazdy.


Na koniec odlatujące ptaszki. Czyżby lato naprawdę się kończyło?

środa, 14 sierpnia 2013

The Tall Ships Races

Co prawda byliśmy na nabrzeżu tylko w poniedziałkowy wieczór i we wtorek na pożegnaniu żaglowców, ale i tak coś tam zobaczyliśmy.


Najpierw zbłąkanego wędrowca...




... potem pokład rosyjskiej fregaty Sztandart szorowany przed wypłynięciem w morze...


... disco-boję...


Na statkach też są koty. Ktoś widział koteczka?



W oddali największy czteromasztowy bark. Niestety ze względu na swoje rozmiary Kruzenshtern przepłynął tylko przez Kanał Grodzki i odpłynął w siną dal. 
 

Nie uczestniczyliśmy w nocnych imprezach, więc trudno się wypowiadać; ale w ciągu dnia było czysto i bezpiecznie. Ratownicy piesi i wodni, ochrona, wszelkie służby dostępne niemal na każdym kroku. 


Jeszcze raz Bulwary. Bardzo mi się podobają w tej nowej wersji, z chęcią przejadę się tam na wycieczkę rowerową. Niekoniecznie w takim tłumie jak ten ostrokołowiec :)




Bonus: widok za oknem.


Bonus II: zdjęcie wykonane 15 minut później.


wtorek, 13 sierpnia 2013

Burgfest Torgelow.

Pierwszy weekend sierpnia spędziliśmy za naszą zachodnią granicą. Oto krótka fotorelacja.


Nasze stoisko :)



Stoisko Racimira Gniewkowego :)


Trzeba wspomnieć, że Castrum to rekonstrukcja podzamcza z 1281 roku, więc z czasów późniejszych, niż odtwarzamy, ale rzemieślnicy i ludzie prości żyją zawsze i wszędzie, prawda?


Dzieciaki jak zwykle zachwycone zabawą na powietrzu, bieganiem boso, moczeniem głów w cebrzyku, królikami i swobodą... 


A. usiłowała tego lokatora wygonić z namiotu, ale on wyniósł się dopiero przy pakowaniu obozowiska. 



Kat bardzo nam się podobał (wiem, dziwne) zwłaszcza jak strzelał batem :)


Podczas Burgfest'u działo się tyle rzeczy, że nie sposób je wszystkie wymienić. Napomknę tylko o muzykach, których słychać wszędzie, zawsze, nawet do 4 nad ranem... Dzieciaki upodobały sobie pana sowę/koziołka/osiołka, który oprócz grania i śpiewania wydawał zwierzęce dźwięki, biegał za dzieciakami lub usiłował zjadać turystom placki.