Ten rok zaczęliśmy szampańską zabawą w przemiłym gronie, pierwszy raz na balu sylwestrowym i pierwszy raz bez dzieci. Trochę dziwnie wchodzić w kolejny rok nie mając pociech przy sobie, ale po 10 latach małżeństwa można chyba pójść na bal? Zdjęć nie będzie :)
Tilda wraca. Dostała niedawno śliczny wełniany płaszczyk, oczywiście uszyty przez Babcię.
Tutaj śpi na aksamitnej poduszce, przykryta kolejnym płaszczem.
Agata jest kochanym kotem. Mimo, że przewróciła choinkę.
Tutaj Tilda w sweterku, czapce i kominku zrobionym przeze mnie :))
Identyczną czapkę w wersji maxi dostanie ktoś z hospicjum, kiedy znów dotrę na spotkanie Czarnej Owcy.
Oto Prosiaczek. Nie, ja nie jestem taka zdolna. To dzieło mojej Mamy. Usiadła, pokłuła sobie niemiłosiernie palce i stworzyła tego malucha. Świetny, prawda?
Prosiaczek jest boski! :) Tilda zresztą też, ale nią zachwycałam się wcześniej :) Żałuję, że pracuję - przyjechałabym do Was na twórcze i kreatywne ferie. PS: Nawet Fidle się załapały na zdjęcie ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
OdpowiedzUsuńTakie Fidusie mamy w domu chyba ze cztery...
Ja mam jednego, ale hałasem nadrabia za Wasze cztery ;)
OdpowiedzUsuń