Kolejny dzień minął pod znakiem Jarmarku Dominikańskiego. Gdańsk jak zwykle urzekający, ale jarmark już chyba lata świetności ma za sobą. Chińszczyzna zalewa go coraz większą falą. Szkoda, bo dla mnie to całe życie wspomnień, łażenia wśród targu staroci, słuchania muzykantów, wdychania zapachów. Myślałam, że moje dzieci też poczują ten klimat, jednak trudno jest się zakochać w jarmarku w obecnym wydaniu.
Jedna z moich ulubionych uliczek, teraz jakoś niesamowicie pusta.
Sklep z produktami kaszubskimi. Kupiliśmy tam drobiazg, zdjęcie pojawi się przy kolejnej okazji.
Mali piechurzy mieli już dość trzeciego dnia ciągłych wędrówek, tylko małe zdobycze zakupione na jarmarku ratowały nas od szybkiego powrotu pociągiem do domu...
Nie zwróciłam uwagi, czy był tam zakaz parkowania, powinien chyba być?
To miejsce też uwielbiam. Starzeję się chyba.
Na koniec bonusik: zdjęcie tortu naszej chrześniaczki M.
Przyjęcie było przesympatyczne, szkoda było wracać do domu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz