Muzeum muzyki jest świetnym miejscem do złapania oddechu. Mieści się w pięknej kamienicy, zajmuje właściwie cały kwartał. Podwórko zadaszone szkłem, a każde piętro mimo zewnętrznych pozorów starości skrywa w sobie nowoczesne wnętrza.
Pierwsze piętro mieści na przykład małą salę, gdzie można wysłuchać noworocznego koncertu wiedeńskich filharmoników. Zasiedzieliśmy się i gdyby nie dzieci, siedzielibyśmy jeszcze długo.
Kolejne piętro to sonosfera, gdzie można nagrać własną płytę, posłuchać dźwięków ulic z różnych światowych stolic, dźwięków jakie dziecko słyszy w łonie matki itp.
Piętro kolejne to wędrówka przez pokoje kolejnych istotnych dla Wiednia wielkich kompozytorów. Oryginalne partytury - nie do odczytania ;) instrumenty muzyczne, ulubione okulary i inne osobiste drobiazgi należące do artystów.
Plakaty... tutaj trzech wielkich kompozytorów razem.
Ostatni rzut oka na stare miasto.
Ślinimy się do torcików Sachera.
Ostatni punkt to Opera. Szkoda wracać do domu...
Po powrocie na liczniku 1666 kilometrów.
Ale wspaniałe wakacje :) I dobrze, że szczęśliwie wróciliście! Do zobaczenia Aniu :)
OdpowiedzUsuń