Chyba jestem przeziębiona. Gardło mnie boli. W sobotę byłam z córcią na ślubie dawno niewidzianej koleżanki, potem pobiegłyśmy na cmentarz, zapalić Babci imieninowe lampki. Zimno było strasznie! Córcia w butach typu Emu nie zmarzła, ale ja w czółenkach - jak najbardziej. Przed południem myłam też okna, może też było trochę za zimno? Trudno się mówi. W niedzielę szaleliśmy w aquaparku, a po południu uprawialiśmy warzywniak ( jak to mówi mąż) czyli jednym słowem leżeliśmy, siedzieliśmy, graliśmy z dziećmi w warcaby, czytaliśmy książki-raj na ziemi. A wczoraj zakasaliśmy rękawy i zaczęliśmy jesienne porządki w szafach. To jest to, co lubię najbardziej! Szafy zrobiły się większe, kiedy dzieci zaczęły przymierzać swoje ubrania. Rosną, rosną i nie mogą przestać rosnąć. Powyrastały ze spodni, kurtek, swetrów. I znalazło się miejsce na deskę do prasowania! Dzisiaj zamierzamy zrobić porządek w płytach, oprogramowaniu, dokumentach itp. Podejrzewam, że zajmie to kilka dni, te wszystkie szuflady...
Maćkowi bardzo spodobały się wałeczki do spania, nie zdążyliśmy ich nawet rozpakować, a już spał :)
Oto wspomniane już miejsce na książki bieżące.
Dzbanuszek, którego wykończenie nigdy mi się nie podobało, ale na prezenty się nie narzeka, przynajmniej głośno ;) Mąż pomalował na biało i od razu wygląda lepiej.
Dwa jeże przyniesione z przedszkola-praca synka.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz